26 cze 2016

I finally found you, my missing puzzle piece..

I co? Zakochałam się. Po uszy. Całkowicie.
Każdemu życzę tego stanu, kiedy faktycznie nie można nic jeść, są motyle w brzuchu i myślisz tylko o tej jednej osobie. 
Zawsze myślałam, że to jakieś bujdy powtarzane przez pisarzy, poetów i artystów... Ale cholera jasna! Tak naprawdę jest! Nie mogę dalej w to uwierzyć.. 

Moje życie w ciągu trzech tygodni zmieniło się o 180 stopni. Poznałam kogoś mega fajnego, z kim czuję się cudownie, zakochałam się i co najważniejsze, umiem to wszystko pogodzić ze studiami. 
Tego najbardziej się bałam. Zamroczenia przez uczucia i zawalenia ważnych spraw, ale to chyba właśnie prawdziwa miłość, która układa się zgodnie z moim życiem. Jest bardzo wyrozumiała, kochająca i ciepła.

Już dawno się tak dobrze z nikim nie czułam.Czuję się tak lekko... dosłownie lekko. 
Znalazłam to, czego szukałam od dawna: bliskości, zrozumienia i zafascynowania sobą nawzajem.
Jest cudownie.

Jeszcze nigdy nie byłam szczęśliwsza


12 cze 2016

Still not asking for it!!!

Wiesz co mnie wkurwia? Ale tak bardzo, baaardzo wkurwia? To, że bycie kobietą na tym świecie jest cholernie trudne. Nie mówię tutaj o typowym narzekaniu Bo okres co miesiąc czy Muszę codziennie być ładna. Nie. Mówię tutaj o wiecznym poniżaniu nas ze strony rządu i niesprawiedliwych sądów. Problem nie odnosi się jedynie do Polski, ale również innych krajów na całym świecie.



Niedawno rozpętała się burza w kraju nad Wisłą, bo kilkunastu dorosłych (wręcz starych) facetów, bez żon, bez dzieci (no z tym bywa różnie, oh hipokryzjo Kościoła), stwierdziło, że dotychczasowe prawo dotyczące aborcji jest złe i sprzeczne z doktryną Kościoła. Na domiar złego, nasza kochana pani premier Beata 'BROCHA' Szydło, będąc kierowaną przez obłąkanego karła Jara 'ALE PO SMOLEŃSKU TO TY KURWO PŁACZ' Kaczyńskiego, nie stanęła w obronie kobiet. Nie pomogła nawet pani prezydentowa, żadna wysoko postawiona kobieta w naszym kraju...
Tutaj nie chodzi o nas wszystkie, ale o te, które przeżyły piekło i przeżywają je dalej.
Zero wsparcia, jedynie oskarżanie. Bo przecież sukienka była za krótka, sama się prosiła, jakby nie chodziła o tej porze sama to by nic się nie stało, albo argument, że każdy zasługuje na życie... kurwa jego mać

Aborcja jest zabiegiem medycznym, po prostu. Oczywiście, są ludzie, których moralność nie dopuszcza aborcji, rozumiem to. Ale czy wiara w Boga i morały powtarzane od lat powinny być narzucane każdemu? Czy nie powinniśmy czasem spojrzeć na nasze życie z perspektywy innej niż bycie dziećmi bożymi?
Najgorsze w tym wszystkim było to, że szum skupiał się wobec 3 warunków dopuszczających do wykonania zabiegu:

  • zagrożenia życia matki
  • zapłodnienia w wyniku gwałtu
  • płodu z poważnymi wadami rozwojowymi.
Jeśli przypatrzylibyśmy się każdemu z tych wytycznych z bliska, nasunie nam się jeden wniosek - tragedia życiowa. Jaki sens jest w daniu życia dziecku, którego nigdy nie zobaczymy i nawet nie dotkniemy? Noszenia dziecka swojego oprawcy przez 9 miesięcy pod sercem, które codziennie będzie nam przypominało o tym okropnym dniu? Urodzeniu dziecka, któremu lekarze nie dają więcej niż 3 miesięcy życia? Czy tak naprawdę w naszym życiu liczy się ślepa wiara w Boga, czy nasze życie? 
Nie życzę nikomu źle, ale ciekawi mnie postawa wszystkich obrońców życia w przypadku, kiedy staną na miejscu tych biednych, pokrzywdzonych kobiet.
Kobiet, które często nie otrzymują wsparcia od swojej rodziny, rządu i jeszcze częściej są oskarżane. 
Od objęcia rządów przez PIS w naszym kraju kobiety są traktowane jako chodzące inkubatory (500+ !!!) lub dodatek do mężczyzny. Wkurwia mnie to. Wkurwiają mnie inne kobiety, które mając prawo głosu nic z tym nie robią. 
Nikt nie apeluje o zmianę prawa dotyczącego kar za gwałty, o zmianę postrzegania ofiar i przyczyn gwałtów. Każda siedzi cicho, bo stołek jest ważniejszy, bo pan prezes się dowie itd. itd. 
Ani razu nie słyszałam, jak długo żyję, aby kobieta w rządzie wypowiedziała się w tej sprawie sama od siebie. Zauważyłam, że pielęgnowanie stereotypu "bo się o to prosił/a" ma się całkiem dobrze i rośnie w siłę. Nie rozumiem tego jak inna kobieta może śmiało powiedzieć, że przecież ofiara gwałtu w jakimś stopniu jest za niego odpowiedzialna. KURWA MAĆ
Przykładem sprawiedliwości w naszym kraju jest sprawa syna posła PSL, który za zbiorowy gwałt na 16-letniej dziewczynie otrzymał wyrok w zawieszeniu. Przecież to był taki poukładany chłopak, a ona na tej imprezie pewnie się do niego kleiła, dawała sygnały i teraz będzie wymyślać historie.. Krew się gotuje, kiedy słyszę takie głupoty. 
Nie rozumiem jak można winić ofiary za dokonane na nich przestępstwo. Żadne ubranie, nawet jego brak, albo zachowanie nie jest pozwoleniem na jakiekolwiek czynności wobec drugiej osoby. 
Umysłowa bieda, cebula i kurwa mać ignorancja. 
To co się dzieje teraz w USA również pokazuje stronniczość ludzi. Młody student Stanforda, pływak i dobrze wychowany młodzieniec zgwałcił nieprzytomną kobietę w zaułku za śmietnikami. Wyrok? Pół roku pozbawienia wolności, plus list ojca sprawcy, że to i tak za duża cena za 20 minut zabawy. Zabawy... 



Nie pozwólmy na to, żeby kler wchodził nam do sypialni i dyktował jak mamy żyć. Osobiście nie ufam ludziom, którzy mówią jedne, a robią drugie. Przecież antykoncepcja jest okropna, grzech i piekło, ale gwałty i molestowanie bezbronnych dzieci to nic takiego i najlepiej przestańmy w ogóle o tym wspominać. Wkurwia mnie to wszystko. Najbardziej jednak wkurwiające jest to, że ludzie nic z tym nie robią, jeszcze klepią innych po plecach. 
Tutaj nie chodzi o wiarę, moralność, tylko o sposób w jaki traktujemy innych. 
Nie akceptujesz aborcji? Dobrze, masz do tego prawo, ale pozwól innym żyć według swojej moralności, bo nikt nie każe tobie czy twojej dziewczynie dokonywać aborcji. 
Doszło do gwałtu? Zamknij się i wykaż kulturą, zamiast pierdolić na lewo i prawo o tym jak do tego doszło i kto jest czego winien. 

Ludziom brakuje mózgu, ja wiem, ale nie pozwólmy aby inni wiecznie wchodzili do naszych głów i mówili nam co jest dobre, a co złe. Kierujmy się wolnością i rozsądkiem, bo nigdy nie wiadomo co może się nam przydarzyć. Ale przede wszystkim, przestańmy być jebanymi ignorantami. 




6 cze 2016

Online dating? Oh man...

Tinder... Ciekawa sprawa, nawet bardzo. Aplikacja do poznawania nowych ludzi, sympatii.
Traktowałam ją jako żart, bo przecież namówiła mnie moja przyjaciółka. No weź, chociaż do poprawienia sobie tylko samooceny., mówiła. Ok! Założyłam.
Nowe środowisko, przerzucanie ludzi na lewo i prawo w zależności czy są dla mnie atrakcyjni. Trochę powierzchowne, prawda? Mimo swej powierzchowności, Tinder wiedzie prym jako jedna z najpopularniejszych (może nawet najpopularniejsza) aplikacji randkowych. Sprawa jest prosta: widzisz zdjęcie, podoba się - prawo, nie Twój typ - lewo. Szybko, nieskomplikowanie.




Po założeniu profilu zaczęłam przygodę z ocenianiem mężczyzn tylko na podstawie 3,4 zdjęć i krótkiego opisu, który ma zwabić potencjalną sympatię. W ciągu kilku godzin używania (TAK! KILKA GODZIN, BO W PIĄTKI SIĘ NUDZĘ) widziałam naprawdę dużo. Od ciekawych, przystojnych mężczyzn, do typowych Sebixów lub facetów starszych ode mnie o kilka lat mających w opisie szczere wyznanie o szukaniu żony. Obłęd!
Lepsza zabawa rozpoczęła się z pojawianiem się par (tzn. oboje daliśmy się na prawo). Super, podobamy się sobie, ale się nie znamy...jak tutaj zacząć rozmowę?! W tym tkwi najlepsza część! Tinder to przejażdżka po bujnej wyobraźni mężczyzn jeśli chodzi o teksty rozpoczynające znajomość. Od normalnego Hej, co słychać? do (to mój hit!) Nie wiem jak zacząć, więc przejdę do sedna. Wino, rozmowa czy sex? (TAK SEX PRZEZ X! wiochmeństwo)
Nie mogę powiedzieć, że każda moja dobrana para, z którą miałam przyjemność rozmawiać była katastrofą, absolutnie. Większość to byli młodzi, naprawdę mili mężczyźni zagajający o mojej ulubionej kapeli czy zdjęciu profilowym. Chodzi mi raczej o przedstawienie jak działają relację międzyludzkie w innym środowisku niż na żywo.
Przecież Tomek "Wino, rozmowa czy seks?" na żywo raczej nie podszedłby do mnie z takim tekstem, przynajmniej mam taką nadzieję. Tinder pozwala nam na pokazanie się z całkowicie innej strony. Nikt mnie nie zna, wrzucę moje najlepsze selfie i pobajeruję dziewczyny, które są tutaj albo żeby połechtać swoje ego, albo z czystej chęci zabawy.
Internetowe randkowanie może być jednocześnie fajną przygodą, podczas której możemy poznać kogoś interesującego, albo dziwnym przeżyciem. Oczywiście, możliwości jak wykorzystać online dating jest multum, ale w większości spotkamy się albo z zupełnym dziwactwem, trącącym dyskoteką, w której leci disco polo, albo z poznaniem ludzi, z którymi być może na żywo w życiu byśmy się nie poznali, a pasujemy do siebie.



Tak czy inaczej, moja przygoda z Tinderem skończyła się tak szybko jak się zaczęła.
Z czego się cieszę, bo poznałam naprawdę fajnego chłopaka. Ale jakby co to psssst! Poznaliśmy się w kawiarni. Tak old schoolowo, bo przecież nie na Tinderze.
Spotkaliśmy się i spotkamy się jeszcze nie raz. U mnie kończy się happy endem (Mam nadzieję!), czego życzę również innym użytkownikom tej appki.



Ps. Chyba wpadłam jak śliwka w kompot, cholera! ;)

28 maj 2016

I'm single and definitely not desperate!

Jestem samotną 20-letnią kobietą. To smutne.
Nie jestem głupia, brzydka też raczej nie jestem, bywam zabawna i urocza. 

Po ponad 2 i pół roku zerwałam z chłopakiem. Miał być moją miłością życia, być tym jednym. Nie wyszło, co prawda nie z naszej winy, a winy odległości jaka nas dzieliła. Chociaż od pewnego czasu ta odległość wydawała się jeszcze większa. Samotna byłam przez ten cały czas, bo chłopak był...ale ponad 1000km ode mnie. Nasz związek miał być inny, miał przetrwać i dać prztyczka w nos każdego, kto nie wierzył, że się uda. Nie udało się. Jest mi smutno z tego powodu, ale nie zawsze wszystko wychodzi. Spędziliśmy dużo cudownych chwil razem, do końca życia będę go miała w sercu. 

Znowu otworem stoi dla mnie życie towarzyskie, pełne okazji do poznania potencjalnego chłopaka. 
To dziwna sytuacja, bo jednocześnie jest ciekawie. Można poznać fajnych ludzi, ale z drugiej strony staję się swego rodzaju kawałem mięsa, które być może ktoś polubi i stwierdzi, że miarę możliwości możemy stworzyć fajny duet na kolacji. 

Z jednej strony, bardzo ale to bardzo chciałabym kogoś poznać, zaprzyjaźnić się i koniec końców się zakochać. To naprawdę cudowne mieć kogoś do przytulania i spędzania czasu wspólnie. 
Jednak z drugiej strony, chyba chcę pobyć sama. To coś, czego nie umiał zrozumieć mój były chłopak. Jak to chcesz zerwać, bo czujesz się samotna, ale chcesz być sama? Tak to. Nie wszystko jest proste do zrozumienia na tym świecie. Ludzie są skomplikowanymi istotami i czasem potrzeba czasu i dogłębnej analizy siebie i drugiej osoby, żeby coś zrozumieć. 
Chcę być sama, chcę nie mieć zobowiązań wobec nikogo, bo za długo martwiłam się o drugą osobę czasem bardziej niż o samą siebie. Czy to objaw samolubności? Raczej nie, a jeżeli już, to czy coś w tym złego? Fajnie jest być samym, spędzać czas poznając siebie i czując się dobrze z samym sobą. 
To nie deklaracja, że skoro chcę być sama teraz, to chcę aby tak pozostało do końca życia. Po prostu, przez pewien czas po tak długim związku, chyba zdrowym będzie pozostać trochę odosobnionym od miłostek, flirtów i tych całych motyli w brzuchu. Przyjdzie na to czas. Samotna jestem z wyboru, bo mogłabym kogoś mieć, ale to chyba byłoby działanie pochopne, zarówno dla mnie jak i tej drugiej osoby. 

Jeśli przyjdzie czas na motyle w brzuchu, to będzie to spontaniczne. Nie chcę robić rzeczy przeciw sobie. Nie chcę szukać na siłę chłopaka, bo mam 20 lat i koleżanki mają już kogoś, a ja wiecznie jestem sama i siedzę w piątkowe wieczory w domu i to czyni mnie żałosną i zdesperowaną. 
Wydaje mi się, że lepiej jest żyć z dnia na dzień i doświadczać co przynosi jutro, bez zapowiedzi. Jestem osobą raczej przyjazną, więc kiedyś ktoś powinien być zauroczony mną na tyle, że będzie chciał być w tym stanie do końca naszego życia. Ale póki co, jestem sama i nie przeszkadza mi to. 
Nie mówię nie, ale też nie mówię tak. 



Czy to faktycznie smutne, że w wieku 20 lat jestem sama? Smutne jedynie w tym wszystkim jest to, że mam 20 lat, a tak naprawdę jestem dzieckiem. To jest smutne.
JAKIM CUDEM MAM DOROSŁOWAĆ SKORO NIE UMIEM !?!?!?!? 



polecam : artykuł na xojane.com


PS. CZY KTOŚ JESZCZE OPRÓCZ MNIE UWAŻA, ŻE KAPIBARY TO EKSTRA ZWIERZĄTKA?!!?!? 

5 lip 2015

There go my heroes

Wpływ na moje życie, światopogląd ma bardzo dużo osób. Są to osoby znane mi osobiście, ale w większości to wpływy artystyczne. Lista jest naprawdę długa, przeważają mężczyźni, są też i kobiety - na nich się skupię.
Oczywiście na pierwszym miejscu jest i zawsze będzie moja mama, z którą zdarza mi się kłócić ale w zdrowych ilościach. Resztę listy zapełniają wspaniałe, naprawdę inspirujące i uzdolnione kobiety. 

Z mamitą

wiek : 2 lata i już wiedziałam, że chcę być rockerem.
W ręku płyta Die Arzte 


Tu już trochę większy rocker. 


Największy rocker. Jak poznać mnie i mojego tatę?
KOSZULKA MEGADETH. ZAWSZE!
 

(Brak porządku dotyczącego ważności persony) 

  • Joan Jett\ The Runaways
    Jako dziecko słyszałam w domu jej piosenki, lubiłam je - właściwie to wszystko. Aż do wieku 14 lat, kiedy usłyszałam The Runaways i wtedy nastąpiła zmiana, bardzo poważna zmiana.
    Zapragnęłam być Joan Jett, stałą się moją bohaterką. Jednak kobiety mogą grać rock n rolla, nie jest to zawód tylko dla boskich facetów z talentem. Jej historia zmieniła mnie w totalnie inną osobę. Uwielbiam to uczucie, kiedy słucham The Runaways i aż cała w środku chodzę, bo czuję te siłę. Zawsze będę chciała być taka jak Joan Jett, bo nie ma seksowniejszej i wspanialszej kobiety w rocku.. i nigdy nie będzie.


I grew up in a world that told girls they couldn’t play rock ‘n’ roll. Girls have got balls. They’re just a little higher up that’s all. - Joan Jett
  • Grace Slick
    Wokalistka Jefferson Airplane. Jest świetna, po prostu świetna. Uwielbiam ją pod każdym względem. Jej zachowanie, jej wokal, styl. Kolejna kobieta w rocku, którą baaardzo szanuję.
    Wszystkie płyty Jefferson Airplane są moimi topami wszechczasów.
    Rewolucjonistka w muzyce, światopoglądzie. Wpływ na mnie nie do opisania. 
  • Patti Smith
    Kolejna bohaterka. Energia, pasja, niezwykła charyzma... Pierwsza płyta Horses na zawsze zmieniła moje postrzeganie kobiecego grania. Utwór pierwszy - Gloria. Cover Vana Morrisona, w mojej opinii biję na łeb na szyję wersję Doorsów (Przepraszam :( )
    Słowa tego utworu są poniekąd moim małym hymnem, O Patti Smith można pisać i pisać i pisać. Związana z klubem CBGB, miejscem, które już nie istnieje ale z pewnością je kiedyś odwiedzę, bo tam zaczynało i grało większość moich muzycznych guru.
    Powstał naprawdę świetny dokumento jej życiu, polecam każdemu. Historia jej życia opowiedziana w sposób magiczny i fascynujący, nie sposób ulec tej magii.
  • Courtney Love
    Kocham, naprawdę ją kocham. Wielbię jej muzyczne dokonania i całkowicie jestem pochłonięta jej osobą. Pomijając jej skandale narkotykowo-seksualno-życiowe to kolejna kobieta, która swoją siłą bycia przebija każdego. Nikt nie ma takiej charyzmy jak ona, nikt nigdy nie będzie wyrazistszy niż Courtney Love. Wiele tekstów jej piosenek to kolejna mała lista moich osobistych hymnów.
  • Alanis Morissettte
    Jej nie da się nie ubóstwiać. Chodzący ideał. Jej pierwsza płyta zawsze będzie pozycją w moim sercu bez której nie byłabym sobą. Niesamowite teksty, świetna oprawa muzyczna i Alanis.
    Po prostu Alanis. 
  • Kasia Kowalska
    Kolejna, bez której nie byłabym sobą. Jej pierwsze 3 płyty to pozycje, które są pod każdym względem idealne. Ja na Kowalską patrzę przez pryzmat jej debiutu, nie tych radiowych hitów. Zawsze będę tak na nią patrzeć - jako mojej idolki z świetnym głosem i charyzmą. Poza tym, jest naprawdę piękną kobietą i ją uwielbiam i oiwjfhdudji 
    Jej pierwsze dokonania sprawiły, że postrzegam ją jako polską Alanis Morissette.

Lista jest o wiele, wiele dłuższa ale postacie, które wymieniłam miały na mnie największy wpływ. 
Tymczasem idę zobaczyć moje ciasto w piekarniku, w sumie piekąc w tym piecu zrobiłam z mojego domu jeszcze większą saunę. Nieważne, bo będzie słodkie ciasto, a słodkość przede wszystkim. 

26 cze 2015

True Trans Soul Rebel

 Od razu zaznaczę, że nie jestem jednym z obrońców i wojowników środowiska LGBT, gdyż wcale do niego nie należę, a uważam jedynie, że każdy ma prawo do szczęścia, bez względu na orientację seksualną. Jestem osobą otwartą i w miarę tolerancyjną.
W ciągu ostatniego miesiąca bardzo dużo wydarzyło się w środowisku osób transseksualnych. Świat zapomniał o Bruce'ie Jennerze, a powitał Caitlyn Jenner. Temat transseksualizmu jest mi bliski, ponieważ w moich muzycznych podróżach trafiłam na pewną bardzo fascynującą i magiczną osobę - Laurę Jane Grace. Trafiłam na nią zupełnie przypadkowo, a zdobyła moje serce całkowicie. 

#iamcaitlyn
Laura Jane Grace (Against Me!)
Gdzieś we mnie pozostał atom (tak, to atom nie kwant, chociaż wmawiam sobie inaczej) mojej dziecięcej natury tj. nadal lubię gwiazdki Disneya. Followując Miley Cyrus na Instagramie pośród jej postów znalazłam jeden dotyczący jej tzw. Backyard sessions. Fajna inicjatywa. Koncerty akustyczne z gwiazdami aby wypromować i zbierać pieniądze na jej fundację Happy Hippie, która wspiera młodych ludzi ze środowiska LGTB. Jeden z występów był złożony z Miley Cyrus, Joan Jett (kobieta bez której nie byłabym taka jaka jestem) i Laury Jane Grace. Od razu zafascynował mnie jej bardzo męski głos i czytając komentarze dotarłam do informacji, że jest wokalistką punkrockowego zespołu Against Me! Wyszukałam i chwilę zastanawiałam się, czy to na pewno ten zespół, bo wszystkie wyniki wyszukania pokazywały klipy z facetem na wokalu, który brzmiał jak kobieta z klipu Miley Cyrus. Wat? Okazało się, że po 32 latach życia Tom Gabel dokonał coming outu jako Laura Jane Grace. 
Język polski jest tak ubogi w słownictwo dotyczące zmiany płci ugh x.x 



Wsiąknęłam bardzo w tę historię. Czytając wywiady, artykuły poznałam bardzo silną osobę, która po tylu latach w końcu stała się wolna i zamierza być w pełni szczęśliwa. 
Against Me! podpasował mi muzyką, a ich ostatni album ( Transgender Dysphoria Blues) w całości dotyczy problemów i tego co działo się przez lata w środku Laury, jak trudno jej było faktycznie stanąć twarzą w twarz z prawdziwą sobą. Płyta jest niezwykle mocna i naprawdę warto jej posłuchać. 

Zdecydowanie mój ulubiony utwór. 

Sama Laura jest autorką serii dokumentów o osobach transseksualnych. Tak naprawdę to otwarło mi oczy, jeśli chodzi o ten temat. Zawsze postrzegałam to środowisko za kobiety poprzebierane za facetów, albo facetów, którzy są ubrani jak kobiety ale z kilometra widać, że to ciągle facet. W Polsce ten temat jest strasznie płytki, a większość ludzi widzi transseksualistów w bardzo przerysowany sposób jaki prezentują "czołowe trans kobiety tego kraju" - Anna Grodzka i Rafalala. Ale to właśnie przez tę ostatnią osobę ludzie widzą takie osoby jako pajacy i zboczeńców. Niestety. 
Współczuję temu środowisku, że jedną z medialnych rzeczniczek jest Nina Kukawska, bo to smutne kiedy skupia się jedynie na prezentowaniu jej wulgarnej seksualności niż na problemie, który ewidentnie istnieje. Ale to jest Polska, kraj cebuli, który w życiu nie przestanie być postkomunistycznym tworem dążącym do zachodniej Europy. 
Laverne Cox na okładce TIME, moment przełomowy dla środowiska osób transseksualnych. 

Na świecie są takie osoby jak Laura, jak Caitlyn, jak Laverne Cox czy miliony innych, szarych życiowo ludzi, którzy są transseksualni, którzy nie potrzebują gwiazdorzenia, pokazywania gołego ciała czy robienia z siebie celebrytów, bo nie są osobami cis-seksualnymi. Żyją, chodzą do pracy i są bardzo zwyczajni jak na swoją niezwyczajność.
W pełni popieram zmiany osób, które zmagają się z problemami z płcią. Każdy chce się czuć dobrze i być szczęśliwym. Ja to rozumiem i mam nadzieję, że więcej ludzi to zrozumie.
Ale zmiany się dzieją i to jest pocieszające. 




24 cze 2015

Do you want to feel good in your body? YES, PLEASE!

 Każda kobieta ma część ciała, której nienawidzi. Żyjemy w czasach w których od dziecka wmawia się małym dziewczynkom, że mają się wstydzić swoich ciał, gdzie kobieta ma być szczupła, piękna, ma mieć idealną cerę i włosy, a każdy mankament swojego ciała ma natychmiastowo usunąć, pozbyć się go. Presja mediów, tego całego zgiełku zdrowego odżywiania i stylu życia wpędza wiele kobiet w obsesję. Czy jedząc to przytyję? Mam taki okropny brzuch! Dlaczego nie mogę być jak ona?! 

Takich pytań pojawia się wiele, co jest tragiczne w skutkach jeśli chodzi o samoocenę. 
Ideał kobiecego ciała zmieniał się wraz z epokami. Jesteśmy w roku 2015, erze przesadnej chudości, jednocześnie gloryfikowaniu kobiecych kształtów. Albo mi się wydaje albo to ze sobą nie idzie w parze?

Magazyny z jednej strony pokazują jak pięknie jest odchudzać się aby zmieścić się w rozmiar 34, z drugiej strony każą czytelniczkom kochać swoje ciała bez względu na rozmiar noszonych ubrań. 
Jak się w tym wszystkim nie pogubić będąc kobietą?
W tym tkwi największy problem. 


Nie jestem gruba, będąc dzieckiem byłam pulchna (określam to mianem okresu jedzenia ludzi), mimo to, nie lubię mojego ciała tak bardzo jakbym chciała. Dlaczego? Bo ciągle widzę coś co mnie irytuje, to mój brzuch, to uda, to miliard innych rzeczy. 
Rok temu przeszłam swoją 'metamorfozę' - nazwijmy to po chodakowskiemu. Schudłam w ciągu 6 miesięcy prawie 10 kg, ćwiczyłam, więc moje ciało nabrało sprężystości. To pomogło mi w osiągnięciu spełnienia wewnętrznego, wyzbyłam się nienawiści do mojego ciała. Niecałkowicie ale jednak. 
Nigdy nie przejmowałam się tym co widzę w telewizji, internetach i jak zajebiście wyglądają te chude modelki na spotach reklamowych H&M. Raczej miałam wywalone na to, niech sobie będą chude. Ale w końcu doszłam do momentu w moim życiu gdzie poczułam sie fatalnie, Dosłownie fatalnie. Zajrzałam na stronę Chodakowskiej, spięłam poślady (DOSŁOWNIE I W PRZENOŚNI) i schudłam. Miewałam chwile załamania, ale wytrwałam do końca. Nie jest idealnie, ale jest w porządku, mam parę niedociągnięć, które zamierzam poprawić w najbliższym czasie, ale póki co jest ok. Daje sobie mocne 2/10! 


Jestem przeogromnym fanem kobiecego ciała, uwielbiam patrzeć na kobiety. Kocham każde damskie ciało, jeżeli widzę, że właścicielka czuje się w nim seksownie. O to właśnie chodzi! Nie rozmiar jest wyznacznikiem, a samopoczucie. Jeśli kobieta chce nosić numer 48 bo czuje sie z tym dobrze - śmiało! Ale nie lubię kobiecego ciała gdy widzę, że na twarzy maluje się hasło - ZJADŁAM POWIETRZE, ALE SIE KURWA NAJADŁAM. ZMIESZCZĘ SIĘ W 34! 
Ja doszłam do momentu kiedy stwierdziłam patrząc w lustro, że ej, stara, nie ma źle, wyglądasz dobrze, BRAŁABYM. I dopiero wtedy poczułam te spełnienie. 

Tego właśnie brakuje w mediach. Lepiej pokazać jak zrzucić pierdyliard kilogramów w dwa jebane dni, niż napisać motywujący artykuł, że nieważne jaki rozmiar nosisz to idź do sklepu, kup czarną sukienkę, umaluj się, ubierz szpilki i poczuj się piękną sobą - dla siebie, nie dla rozmiaru ubrań w sieciówkach, w których ubrania nie są wyznacznikiem piękna albo jeśli nie jesteś taka to idź i zrób coś co pozwoli ci na poznanie własnej osoby jako wyjątkowej i pięknej. 
Zamiast zamartwiać się, że och nie, nie wyglądam jak *modna gwiazda promowana przez media* 
:((((  lepiej spojrzeć w lustro i powiedzieć sobie  Może i nie jestem nią, ma lepsze cycki, fakt, ale za to nie ma takich oczu jak ja, a na pewno nie jest mną, jedyną w swoim rodzaju istotą.


Właściwie, po co to piszę? Bo jeśli kiedykolwiek jakaś kobieta to przeczyta, to niech wyciągnie jeden wniosek - jesteś piękna mimo wszystko. Nikt nie jest idealny, bo ideały kurwa nie istnieją. TVN promujący Anję Rubik na ideał jest kurwa w błędzie, bo oczywiście znajdą się osoby dla których chudy wieszak z figurą więźnia obozu koncentracyjnego jest piękny, nie wykluczam tego, ale nie warto używać słów takich jak idealna, perfekcyjna.
ŻADNA ŻYWA KOBIETA NIE JEST PERFEKCYJNA, no nie ma jak być w zasadzie.
 Człowiek już taki jest, ma taką naturę, że będzie dążył do ideału albo będzie miał na to wyjebane. Obydwie drogi się kończą jednym punktem - ŚMIERCIĄ! 
Zamiast zamęczać się maratonem do bycia idealnym, lepiej znaleźć mocne strony i je pielęgnować. Pomijam oczywiście kwestie zdrowotne, bo to inny rozdział, ale jeśli mowa o zdrowiu duszy to wydaję mi się, że przedstawiłam moje zdanie. Najważniejsze czuć zgodę z samym sobą.
Tutaj czułam zgodę z samą sobą, bo kończyłam jeść loda. Dwie duże gałki karmelowe to była ta zgoda.
 Ilość kaloryczna, którą Anja Rubik zje przez cały rok. Modelki to mają szalone życie.
Dziękuję, dobranoc.